„Życie jest pełne zakrętów, na których trzeba zwalniać i rozglądać się
czy aby nikogo na nich nie ma.”
Padał deszcz, sprawiając, że
jesień nie pozwalała o sobie zapomnieć. Louis prowadził samochód i ukradkiem
spoglądał na Harry’ego, który zerkał przez okno, niezwykle zamyślony. Odkąd
Tomlinson podjechał pod dom chłopaka i ten wsiadł do środka, zdawał się być
nieobecny. Szatyn nie chciał zbytnio wypytywać go, co się stało, jednak nie
miał ochoty przebywać w takiej atmosferze dłużej. Zaczął więc na głos opowiadać
jak to jego czternastoletnia siostra w buncie przeciwko rodzicom
zakomunikowała, że wyprowadza się do ogródka pod namiot. Harry nie zważał
jednak na ironiczny ton chłopaka czy też jego śmiech. W głowie cały czas miał
obraz Emily, która widział tuż przed odjazdem. Nie wiedział zbytnio dlaczego,
ale sprawiało to, że poczuł się dziwnie winnym.
- Hazz, jak nie chcesz, to
zawrócę. Nie będziemy się męczyć.
Styles spojrzał na niego i
biorąc oddech, pokręcił głową. Tak się cieszył na wspólny weekend i obiecał
sobie, że nic go nie zepsuje. Najchętniej odepchnąłby wszystkie te myśli i
skupił się na tym, co jest teraz. Nie było to jednak takie proste.
- Nie Lou, bardzo chcę tam
jechać i być tylko z tobą.- loczek wysilił się na nikły uśmiech i położył swoją
dłoń na kolanie ukochanego, który spojrzał na niego szybko nieco zaskoczony.
Ostatnimi czasy Harry coraz częściej
wprowadzał siebie i jego w zdumienie. Jego gesty, czyny czy też zachowanie z
dnia na dzień stawało się odważniejsze. Tomlinson miał wrażenie, że najgorszy
czas mieli już za sobą, że nad nimi nie ma już chmur. Chciał jak najszybciej
znaleźć się w motelu, gdzie wynajął pokój. Pragnął przytulić zielonookiego,
pocałować, nie rozstawać się z nim. Gwałtowniej przycisnął gaz, przyspieszając
i tak już szybko pędzący samochód.
- To będzie cudowny weekend.- mruknął
z entuzjazmem Lou.- Nasz nowy
etap.
- Wiesz, że cię kocham,
prawda.- oznajmił Harry, opierając głowę o oparcie fotela.- Bardzo.
- To dlatego pokłóciłeś się z
siostrą?- brunet wyrzucił z siebie to, co zaprzątało mu głowę od początku
jazdy.- Czy z Zaynem?
- On nie akceptuje tego, kim
jestem. A Emily nic nie wie i nie mówmy o tym więcej.
Tomlinson pokręcił głową.
Zaczął mówić brunetowi, jaką krzywdę robi sobie i otoczeniu, coraz głębiej ukrywając
prawdę o sobie. Tłumaczył, że na początku może być trudno, ale to minie. Harry
zaś nie lubił poruszać tego tematu, urywał słowa, prychał, odwracał głowę. Tak
jak było, całkowicie mu odpowiadało. Mimo, że nie było to takie proste. Próbował
więc zmienić temat, ale Louis przerywał mu i dalej wykładał jak nierozważny
jest.
- Musisz się otworzyć!
- Patrz na drogę.- ucinał
tylko loczek, kiedy Tomlinson odwracał się w jego stronę.
- Harry!
Deszcz padał coraz bardziej,
na dworze ściemniało się, a droga stawała się coraz bardziej śliska. Lou co
chwilę też spoglądał na Stylesa, nie zamierzając tak łatwo zignorować tego
tematu. Chłopak nie miał teraz jak uciec, więc miał okazję mu wszystko
powiedzieć. W pewnym momencie, kiedy Tomlinson odwrócił głowę, Harry zauważył
niewyraźną postać, stojącą na środku drogi. Louis na jego krzyk automatycznie i
gwałtownie zahamował, jednak droga mu tego nie ułatwiała i tracąc przyczepność,
poprowadziła auto wprost na ścianę drzew, która już wcześniej ciągnęła się po
ich prawej stronie. Harry poczuł tylko zapach wiśni i jak ktoś ciągnie go do
tyłu. Potem nastała już ciemność.
„Sen to tylko nasza sfera, w której możemy być kim chcemy i robić
rzeczy, które nam się podobają.”
To już trzeci dzień.
Długo to potrwa?
Nikt nic nie wie.
Słowa rozbrzmiewały i
powtarzały się echem.
Harry siedział na trawie, nie
za bardzo orientując się, gdzie jest. Nie było wokół niego nikogo. Ani
rodziców, ani Emily czy Zayna, nie mógł też znaleźć Louisa. Wstał powoli na nogi
i otrzepując spodnie, niepewnie zaczął iść przed siebie. Znajdował się na
polanie w lesie, do którego po chwili wszedł. Nie wiedział, gdzie ma iść. Nie
znał drogi. Jednak za każdym razem udawało mu się wrócić na murawę, na której
się obudził. Po dziesiątej próbie wydostania się, ponownie zasiadł na zielonym
dywanie.
Świeciło słońce, pogoda nie
przypominała tego, że był listopad. Ptaki fruwały na niebie, białe chmury
leniwie płynęły. Harry nie odczuwał wiele, jedynie zagubienie. Chciał wrócić do
domu, poczuć się bezpiecznie. Tu było zbyt pusto.
Piąty dzień
Obudzi się, zobaczysz.
To był głos Zayna. Loczek
zawołał najgłośniej jak mógł przyjaciela, jednak nie dostał odpowiedzi. Czas
mijał a on nie czuł ani zmęczenie, ani głodu. Kilka jeszcze razy powziął próbę
wydostania się z lasu, jednak za każdym razem wracał na polanę.
Emily, nie płacz.
Tato, dziewiąty dzień.
Obudzi się.
Bezsilność go wykańczała.
Słyszał głosy, ale nie rozumiał ich. Wiatr zniekształcał słowa. Słońce cały czas
świeciło, nie pozwalając mu zmarznąć. Nudził się. Chciał wrócić.
Siedemnasty dzień.
Nie licz, przyjdzie na to pora.
W pewnym momencie usłyszał
szczekanie psa, a zaraz po tym z lasu wybiegł mały York. Sally. Doskonale znał ją i teraz poznał po
żółtej obroży z koroną. Wiele razy przecież chodził z psiakiem na spacery razem
z Emmą. Dostała ją na szesnaste urodziny i była dla niej naprawdę ważna.
Jednakże po chwili, kiedy Harry głaskał Sally, uświadomił sobie, że przecież
ona zdechła w październiku zeszłego roku. Pies wyczuł niepewność i zaczął
szczekać, po czym szybko pobiegł w stronę drzew. Styles nic nie rozumiejąc,
pobiegł za zwierzęciem i próbował go dogonić do momentu, kiedy szczekanie
ucichło, a on usłyszał doskonale znany mu dziewczęcy głos, mówiący, że już na
niego czas. Przed jego oczami pojawiła się biała poświata, w którą podążył.
„Kiedyś kochałem i straciłem, później znowu pokochałem, ale odeszła, a
kiedy wróciłem, zabrano mi serce po raz drugi.”
Szesnastego grudnia Harry
otworzył oczy. Dokładnie miesiąc i sześć dni po wypadku, w którym brał udział.
W pierwszej chwili nie był w stanie rozeznać się w danej sytuacji i nikt nawet
nie próbował go uświadamiać w tym, co się stało. Cały czas odpoczywał. Emily
codziennie go jednak odwiedzała, opowiadając o błahych rzeczach, aby jakoś
przywrócić go do życia. Mówiła o przecenach w swoich ulubionych sklepach,
nudnych wykładach na uczelni, o tym, że śnieg spadł czy nawet jak pewnego dnia
Zayn zatrząsnął się w łazience jak nikogo nie było w domu i musiał czekać aż
ktoś go uwolni.
Styles sam nie był w stanie na
początku wypowiedzieć ani słowa, jednak cały czas słuchał. Mimo wszystko czuł
pustkę, która z dnia na dzień powiększała się. Przychodziła Emily, rodzice, a
nawet Zayn, który jak gdyby nigdy nic też opowiadał mu wiele historyjek,
pojawiali się nawet jego znajomi ze szkoły. Wszyscy oprócz niego.
Rankiem, dwudziestego
czwartego grudnia, Harry zdołał wydusić z siebie pierwsze zdania. Tyle czasu
czekał, aż będzie mógł zasypać lawiną pytać siostrę, więc jak tylko Emily
przyszła do niego po wykładach, nie czekał długo. Dziewczyna zgromiła go i
wyprawiła kazanie, że powinien się oszczędzać, ale on nie zważał na to. Chciał
wiedzieć, co się stało i gdzie jest Louis, który dziś kończył dwadzieścia dwa lata.
- Harry…
- Powiedz. I tak nie będę na święta w
domu, więc chociaż tyle zrób dla mnie. Nic mi nie będzie.
Ciemnowłosa przygryzła wargę,
ale wiedziała, że nie powinna była trzymać tego w tajemnicy. Chłopak miał prawo
wiedzieć, co się stało tamtego wieczora.
- Mieliście wypadek. Padał
deszcz, było ślisko… stało się.- Emily mówiła powoli, nie patrząc mu w oczy.-
Ktoś szybko zareagował i na szczęście twój stan nie był aż tak krytyczny. No
tylko ta śpiączka i kilka połamanych kości, ale teraz już jest dobrze. I bardzo
się cieszę.
Loczek zmarszczył czoło, ale
nic nie rozumiał z chaotycznej wypowiedzi siostry. Nie mógł sobie też
przypomnieć wiele. Jedynie jakieś fragmenty z kłótni między nim a Lou, ale i
one były niewyraźne w jego wspomnieniach.
Emily uśmiechnęła się
pocieszająco, jednak nadal nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy. Bała się
powiedzieć całą prawdę, ale wiedziała, że osiemnastolatek i tak ją pozna.
Szczególnie w ten dzień.
- Musieliście się strasznie
wystraszyć i martwić, ale dobrze, że już jest okay.- wychrypiał, po czym przypomniał
sobie o czymś jeszcze.- Potrzebny
mi telefon. Rozumiem, że nie powinienem, ale daj mi swój. Muszę
zadzwonić do Lou. Wiesz, ma
dziś urodziny.
- Harry…
- Tak wiem, pewnie
zabroniliście mu do mnie przychodzić i zbliżyć mu się do mnie po tym wszystkim,
ale to nie była jego wina. Sama powiedziałaś, że było ślisko i padał deszcz.
Jestem dorosły i mam prawo przyjaźnić się z kim chcę! Proszę Emily, daj mi ten
telefon!
Dziewczyna pokręciła głową,
czując jak łzy, spływają po jej policzkach. Nastała chwila ciszy między nimi.
Panna Styles doskonale wiedziała, co powinna teraz zrobić, co powiedzieć, ale
bała się. Prawda była bolesna. Zbyt bolesna, szczególnie, jeżeli dotyczyła
kogoś, kto przeżył w ciągu ostatniego roku wiele. Emily zdawała sobie sprawę
jak jej brat może cierpieć, zwłaszcza prawie rok po śmierci Emmy i pomocy,
jakiej udzielił mu Tomlinson.
- Emily?
- Harry, Louis…
Dotknęła jego dłoni,
przymykając oczy. Loczek zmarszczył nos, zdziwiony reakcją siostry. Do tej pory
myślał, że zabroniono szatynowi się z nim kontaktować, oskarżając go o
spowodowanie wypadku. W końcu to on prowadził auto tamtego wieczora. Styles nie
widział jednak w tym problemu. Pragnął tylko przytulić swojego chłopaka, złożyć
mu życzenia, powiedzieć, jak bardzo go kocha.
…nie miał tyle szczęścia, co ty.
Emily ścisnęła mocniej dłoń
brata, czując niesamowity ból w sobie i łzy, których już nie kontrolowała.
Bardzo przeżyła wydarzenia z dziesiątego listopada, które odcisnęły się na
życiu całej ich rodziny. Harry nie odpowiedział nic, kiedy usłyszał jej słowa.
Pusto patrząc na przeciwległą ścianę, czuł jak po raz kolejny jego serce
zostało wyrwane z piersi. Tym razem brutalniej, bo nagle, bez uprzedzenia. Jak małe
zwierzę, które zostaje napadnięte przez olbrzymiego lamparta.
„Ludzie z natury są silni, ale nawet najtrwalsi mają swoje załamania.
Szczególnie, kiedy te się powielają.”
Kiedy rok temu Emma
oświadczyła ma tragiczną diagnozę, nie był świadomy, że kolejne dwanaście
miesięcy tak bardzo zmieni jego świat. Że dokładnie po roku poczuje coś
podobnego, co w chwili odejścia ukochanej. Nie wiedział, że w ciągu tak
krótkiego okresu można stracić dwie najważniejsze osoby w swoim życiu. Ukochaną
dziewczynę, z którą pragnął spędzić przyszłość i pozytywnie pokręconego
chłopaka, który skradł jego serce. To go przerastało.
Trzy dni wcześniej, kiedy
rodzice odebrali go ze szpitala, był wrakiem. Nic nie mówił, patrzył tylko
pusto przed siebie, nie widząc sensu w dalszym życiu. Nic nie jadł, nie
reagował na wołania, po prostu przestawał egzystować. Tak jak jego serce. Nikt
nie wiedział, czemu aż tak bardzo zamknął się w sobie. Nikt prócz Zayna, który
znał prawdę i po części żałował. Źle się czuł z myślą jak się wcześniej
zachowywał. I mimo że Harry nie zwracał na nic uwagi, Malik zostawał z nim w
pokoju i na głos mówił, jakim to był idiotą i jak bardzo tęskni za ich
przyjaźnią. Wspominał stare czasy, kiedy byli jak bracia. Próbował odwrócić
myśli Stylesa od cierpień. Ten jednak nie potrafił wrócić do życia. Pewnego dnia
jednak poprosił przyjaciela o przysługę. I tak oto w Nowy rok, loczek stał
przed grobem Emmy.
Z tęsknota patrzył na
fotografię dziewczyny, która została umieszczona na płycie nagrobnej. Palące
się znicze zapewniały go, że nadal wiele osób o niej pamięta i nie była osobą,
o której szybko można zapomnieć. Był pogodzony z tym, że już jej nie ma, choć z
przykrością uświadamiał sobie, że dokładnie rok temu jeszcze smakował jej ust i
trzymał w swoich ramionach. Były to czasy, do których chciał wrócić. Kiedy miał
wszystko i nie cierpiał. Tęsknił za nią, ale wierzył, że się nim opiekuje. Inaczej
już by go tu nie było. W skupieniu przymknął oczy i wyszeptał kilka słów, po
czym zapalił malutki znicz. Odszedł kilka kroków, dołączając do Zayna, który na
niego czekał. Przyjaciel poklepał go po plecach, posyłając nikły, aczkolwiek
pocieszający uśmiech.
- Zaprowadzisz mnie teraz do
niego?- wychrypiał Harry, na co Malik kiwnął tylko twierdząco głową.
Idąc w milczeniu, chłopak
Emily martwił się coraz bardziej o loczka, który jeszcze nie doszedł do siebie
po wypadku. Starał się go jednak wspierać jak tylko mógł, dlatego nie
sprzeciwiał się pokazania miejsca, gdzie złożono śpiącego Tomlinsona. Zayn był
tam jeden jedyny raz, podczas pogrzebu, na który zresztą nie chciał iść. Zrobił
to tylko dla Emily, która stwierdziła, że powinna się tam pojawić. Teraz więc
brunet zatrzymał się kilka metrów przed znaną alejką, wskazując przyjacielowi
dane miejsce.
Harry, czując gulę w gardle, szedł
powoli i zbliżając się coraz bardziej, czuł narastający ból. Nie chciał tu być. To miejsce nie miało prawa
istnieć. Przynajmniej nie teraz. To nie powinno się tak potoczyć…
Louis William Tomlinson wygrawerowane na
ciemnej płycie złotymi literami, raziło go w oczy. Nie doszedł jeszcze
wystarczająco blisko, kiedy zakręciło mu się w głowie. Bolało. Widok grobu
niesamowicie go bolał, wręcz ponownie ranił. Brunet zatrzymał się, chowając twarz
w dłoniach. Zayn, widząc, w jakim stanie jest przyjaciel, wziął oddech i szybko
do niego podszedł. Harry nie wytrzymał i kiedy Malik objął go ramieniem, najzwyczajniej
w świecie położył głowę na jego barkach i rozpłakał się. Dopiero słone łzy i
cierpienie uświadomiło Zaynowi jak głębokim uczuciem Styles obdarzył Louisa
Tomlinsona.
Byłeś dla mnie wszystkim,
A ja pokazałem ci nowy świat.
Możesz być pewny, że póki będziesz sobą,
Ja cię nigdy nie opuszczę.
*
A więc mamy rozdział szósty, który kończy przygodę zwaną Larry. Mam nadzieję, że jakoś mi się udało z tym paringiem i nie jest to takie straszne jak mi się wydaję. Opinia należy do was :) Następna notka to krókie zapoznanie z Niallem i kolejną odsłoną Harry'ego. W sumie to doszłam do wniosku, że nie skupiam się w tym opowiadaniu na uczuciu "miłosć",a raczej na psychice i tym, co wynika ze straty...nieważne. Jest już późno. mimo wszystko, dramtycznie jest. I będzie nalej, a nawet jeszcze bardziej, gdyż pojawiać sie będą nieco niezrozumiałe sytuacje. Mogę wam obiecać, że Niall nie będzie prosta postacią.
Ale się rozgadałam :) Mimo wszystko dziękuję wam za bycie tutaj ze mną i zapraszam na kolejną odsłonę, już pomału Narry'ego :)
Pozdrawiam <3
O matko, po raz kolejny czytając tutaj rozdział, płaczę. Jejku.. tak strasznie współczuję Harry'emu, to co go spotyka jest okropne, nie wiem jak sobie z tym poradzi. Zayn pokazał się tutaj z nieco lepszej strony, jednak jestem na niego nadal zła, że nawet po śmierci Lou, pała do niego taką nienawiścią, że nie jest w stanie podejść do jego grobu... a tak z innej beczki, to straszne uczucie czytać o śmierci Louisa, kiedy w rzeczywistości kocha się go całym sercem. Namieszałaś... czekam co wykombinujesz dalej :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na siódemkę i Niallera.
Pozdrawiam :) xx
Grasz na uczuciach i to bardzo. Jednak to czyni to opowiadanie niesamowitym. Jak już wspomniałaś, nie trzymasz się wątku miłości, bynajmniej nie w ten słodki i aż czasem obrzydliwy sposób. Opisujesz inną odslone tego uczucia. Strata to chyba największy skutek na świecie . Zwłaszcza, ze przyszła ona w taki sposób.
OdpowiedzUsuńHarry....najpierw cierpiał z powodu śmierci Emmy a teraz stracił jeszcze osobę która pomogła mu się pozbierać po tym wszystkim. Nie wiem, co bardziej mnie boli: to, że chłopak ma po prostu pecha do miłości, czy to ile musi i będzie musiał jeszcze wycierpiec. Nie masz dla niego zbyt łatwiej roli w tym opowiadaniu .
Będę wyczekiwała nowego wpisu z niecierpliwością x
@alekslloyd
Przykro się robi jak się czyta takie rzeczy, bo bardzo szkoda Harry'ego, ale tak sobie to wymyśliłaś i wychodzi ci to świetnie :-)
OdpowiedzUsuńSerio, jak możesz!? Biedny Styles, jejuś :c Jesteś straszna jeżeli chodzi o to opowiadanie, rozumiem, że taka fabuła, ale no moje Stylesiątko biedne... przez co on musi przechodzić przez twój mózg... lol. Aż się boję co się stanie z Niallem, bo coś się stanie tak? Skoro Emmy i Louisa nie ma pośród "nas", to... chyba zacznę już na przyszłość, jeeeejuś biedny Horan, jak możesz!? Rozdział genialny, czytałam go rano jako osiemnastoletnia Evie ^^ i jest przepiękny i tak bardzo smutny - nie powinnaś pisać smutnych opowiadań bo aż za dobrze ci to wychodzi. Niemniej jednak czekam na kolejny rozdział, tudzież zapowiedź Horana xx
OdpowiedzUsuńKolejny raz wywołujesz u mnie łzy. Cieszę się, że są nowe rozdziały i nawet, że jest tak smutno, bo wtedy jest taka fajna atmosfera jak czytam. Deszcz za oknem i taki smutek tutaj. Szkoda, bardzo szkoda Harrego i Lou. Najbardziej Lou. Ale takie życie, mam nadzieję tylko, że chociaż Hazz przeżyje ten ostrzał bohaterów. Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńGdzieś na początku chyba zgubiła się jedna literka, a w cytacie o kochaniu jest chyba mała literówka. Ale nie wiem, bo wczoraj gdy czytałam byłam już bardzo zmęczona.
OdpowiedzUsuńOh, matko przedstawienie śpiączki jako pobyt na polanie jakoś wprowadził mnie w dziwny nastrój, ale przyzna, że zrobiłaś to świetnie.
Harry gdy błaga Emily :c ohhh...
Dobrze, więc gdy już dotarłam do końca choć nie wiem jakim cudem przez chwilę nie mogłam się pozbierać. Nie chodzi o to, że się rozryczałam, bo tak nie było, ale sprawiło, że myśli w mojej głowie pojawiło się tysiące.I co zrobić?
Mimo, iż z początku Larry średnio mnie przekonywał to teraz niestety na koniec, bardzo mi się podoba. Czekam na Narry'ego (uwielbiam), życzę Ci weny! :)x