Rozdział 2 – A little bit longer

„Czasem koniec czegoś jest początkiem.”
Siedzieli na ławce w parku. Zbliżał się koniec stycznia. Padał śnieg, ale oni nie czuli zimna. W pobliżu grupka dzieci toczyła wojnę na śnieżki, śmiejąc się przy tym głośno i wesoło. Nieopodal nieduża rodzina lepiła wspólnie bałwana. Wszyscy wydawali się być niezwykle szczęśliwi, mogąc spokojnie spędzić ze sobą czas; nie zwracali uwagi na dwójkę ludzi, którzy w milczeniu rozkoszowali się chwilą spędzoną razem.
Odkąd Harry dowiedział się o stanie zdrowia Emmy, nie było dnia, kiedy by jej nie odwiedził. Nie chciał ani na moment zostawiać jej samej. Byli nierozłączni, choć dziewczyna starała się ograniczyć nieco ich relacje. Uczucie, które było miedzy nimi, było jednak znacznie silniejsze niż silna wola, jaką dysponowała Adams.
– Chciałabym dożyć swoich osiemnastych urodzin – oznajmiła, wpatrując się w roześmiane dzieci.
Harry uśmiechnął się smutno. Czasem nie wiedział, co powinien był powiedzieć. Czasem jednak po prostu milczał z własnego wyboru. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jakie uczucia mogły targać Emmą, ale sam starał się jak najmniej myśleć o ewentualnym odejściu dziewczyny. Miał nadzieję, że uda im się i jeszcze będą mieli sporo czasu, aby się sobą nacieszyć.
– Obiecaj mi, że tego dnia zabierzesz mnie do salonu tatuażu.
– Czemu? To głupie…
– Obiecaj.
– Obiecuję. – Pocałował jej delikatne, nieco chłodnawe usta, na których znajdowało się kilka płatków śniegu.
Każdy inny chłopak w jego wieku z pewnością już dawno zostawiłby chorą dziewczynę, nie komplikując sobie życia i nie marnując czasu opiekując się nią, poszedłby się zabawić. Harry był inny. Nie był ideałem, jak każdy nastolatek uwielbiał spełniać swoje marzenia i jak najlepiej żyć swoim życiem.  Ale kiedy znajdował się przy niej wstępowała w niego nadzwyczajna moc. Kochał ten spokój, majestatyczną ciszę, jaka otaczała Emmę. Ten interesujący stan nudy. To było jego sanktuarium. Oaza bezpieczeństwa.

„Narodziny, dorosłość, śmierć – to są tylko etapy, a każdy z nich jest wyjątkowy.”
– Wszystkiego najlepszego, Harry!
W ogromnym salonie, w domu Stylesów, rozbrzmiały krzyki i wiwaty zaproszonych osób. Co chwila któraś z nich przeciskała się z życzeniami do jubilata, który po jakiś dwóch godzinach marzył tylko o tym, aby wyrwać się z własnej imprezy. Szczególnie, kiedy Zayn – chłopak jego siostry, Emily – wpadł na pomysł, aby zagrali w jakże interesującą grę, prawda czy wyzwanie. Malik, który był też dobrym przyjacielem szatyna, dobrze wiedział jak denerwują jego tego typu gry, więc tym bardziej lubił stwarzać okazję, aby w nie pograć. Oczywiście Harry wolałby spędzić ten wyjątkowy wieczór w spokoju ze swoją dziewczyną, ale oboje doskonale wykorzystali czas na imprezie, aby bawić się i szaleć, póki mogli.
Tańce, krojenie ciasta, którym Styles przy okazji się ubrudził, kolejne zabawy, których inicjatorem był Zayn z Emily – Panna Adams, ubrana w skromną, fioletową sukienkę, wszystko fotografowała. Każdy najmniejszy uśmiech, gest, wygłupy. Chciała upamiętnić ten dzień najlepiej jak potrafiła, dla Harry’ego.
– Mogę poprosić do tańca? – Usłyszała nagle znajomy głos, dochodzący zza jej pleców, który szeptał jej do ucha. Uśmiechnęła się i powoli odwracając, zawiesiła ręce na szyi chłopaka. – A co jeśli to nie byłbym ja.
– Znam cię na pamięć.
– Jesteś pewna? – Podniósł do góry brew, lekko kołysząc się w rytm piosenki. Emma z zadowoleniem kiwnęła głową, całując go. – Kocham cię.
– A ja ciebie. I zawsze będę przy tobie.
– Wiem, mój Aniele.
Falowali w rytm melodii płynącej z głośników. Dziewczyna oparła głowę o ramię chłopaka, marząc o tym, aby ich noc trwała jak najdłużej. Aby ciemne chmury odeszły, odkrywając pełne blasku, jaśniejące słońce, które zsyłałoby na nich promyki szczęścia.

„Dom to miejsce, gdzie jest moje serce. A więc masz tu klucz do mego domu.”
Siedziała na łóżku, opierając się o ścianę. Jej sypialnia w ogóle się nie zmieniła przez ostatnie miesiące i miało tak pozostać jeszcze przez długi okres czasu. Torba podróżna leżała już przy drzwiach, czekając aż dziewczyna wstanie, weźmie ją i ruszy do przodu. Ona jednak nadal tkwiła w miejscu. Nie chciała nigdzie iść, zdając sobie sprawę, że powrotu może nie być.
– Tata cię woła. – Harry wszedł do pokoju dziewczyny, zastając ją w chwili ocierania łez. – Kochanie, nie płacz.
– Czemu ja? Czemu tak mnie właśnie ukarano?
– Będzie dobrze. Po to tam jedziesz, aby wyzdrowieć – Pocałował ją w czoło i złapał za rękę. – a ja będę cały czas przy tobie, tak jak teraz.
Wzięła wdech, przymykając oczy. Wizja szpitala, nie była nowa. I i tym razem jej nie cieszyła. Bała się, nie chciała tam wracać. Miała wstręt do nieskazitelnie białych ścian, sterylnego pokoju, pustego wnętrza, które ją tylko przygnębiało. Mdliło ją na samą myśl o zapachu, jaki się tam roznosił. O chorobach, a przede wszystkim o obecności śmierci. Była wręcz pewna, że czekała na nią, ale mimo wszystko nie miała wyboru, musiała podjąć walkę. Dla siebie i tych, na których jej zależało.
– Boję się operacji. A co jeśli…
– Nie myśl o tym – powiedział z troską, patrząc na jej, zaczerwienione od łez, oczy.
Oddałby wszystko, co miał, aby wziąć cały ciężar przyszłych wydarzeń na siebie. Aby móc zabrać od niej cały ból i strach. Jednak teraz mógł ją jedynie odwiedzać i wspierać najlepiej jak potrafił. Ale ta bezsilność i jego wykańczała.

„Czasem od wypełnienia złożonej obietnicy ważniejsze jest samo staranie, aby ją spełnić.”
W małym, białym pokoiku panowała głucha cisza. Długowłosa dziewczyna siedziała po turecku na pojedynczym łóżku, trzymając w ręku małą karteczkę z kalendarza. Piętnasty marca. Jej urodziny. Jej osiemnaste urodziny, na które tak bardzo czekała. Minuty jednak mijały, a ona tylko siedziała i zaginała rogi na ciemnozielonym papierze. Za kilka dni czekała ją operacja, kolejna z wielu, jakie miała i jakie były zaplanowane. Oczywiście jak wszystko przebiegłoby z planem.
Nie myślała już o tym jak o granicy. Wiedziała, że prędzej czy później pojawi się tam, na drugiej stronie. I mimo, że nie chciała litości, pragnęła, aby los uśmiechnął się do niej i, na jak najdłużej, odwlekł ten moment.
– Wszystkiego najlepszego, kochanie. – Z melancholii wyrwał ja głos Harry’ego.
Chłopak po cichu wszedł do pokoju szpitalnego i podszedł do niej, całując ją. Wręczył jej kwiaty, które zaraz po chwili odebrał i wstawił do wazonu, w którym był już bukiet od jej rodziców.
– Witaj.
Szatyn spojrzał na nią, podnosząc jedną brew do góry. Doskonale zdawał sobie sprawę z sytuacji, jaka panowała. Emma, mimo wszelkich protestów odnośnie złego samopoczucia, zapewniała, że wszystko jest dobrze. Ukrywała prawdziwe emocje pod maską szczęścia. Ale maska jak maska, nie zakrywa wszystkiego. Jej oczy mówiły prawdę. Martwiła się. Całe dnie spędzała na rozmyślaniu o tym, co przyniesie przyszłość. Nie była pewna, jak długo uda jej się przetrwać, ale nie mogła dopuszczać do siebie myśli o końcu.
– Pamiętasz, co ci obiecałem jakiś czas temu? – spytał, siadając obok niej na łóżku.
Dziewczyna spojrzała na niego z zaciekawieniem, ale nie odpowiedziała. Milczenie było dla niej wygodne, nie chciała mówić, o tym, co mogło dziać się na zewnątrz, gdzie nie miała dostępu. Harry uśmiechnął się, wyjmując z kieszeni kilka papierowych świstków.
– Że pójdę z tobą zrobić tatuaż. Salon to nie jest, ale innej opcji, jak na razie, nie widzę. – dodał.
– Zwariowałeś? – Roześmiała się automatycznie, przyglądając przyniesionym wzorom, zmywalnych, dziecięcych tatuaży. Chłopak pocałował ją w policzek i tylko pokręcił głową.
Przez następne kilka godzin Emma nabierała powietrza w płuca. Zachowywała się jakby znowu wszystko było proste, spokojne i radosne. Zapomniała o tym, gdzie jest i po co... Śmiała się, uśmiechała, cieszyła. A kiedy Harry przykleił sobie brokatową gwiazdkę na samym środku czoła, musiała ocierać łzy, które wypłynęły jej przez nadmierną ilość śmiechu. Pragnęła cieszyć się tą chwilą jak najdłużej, będąc pewna, że więcej się nie powtórzy.
Po jakimś czasie oboje położyli się jak najbliżej siebie na wąskim łóżku, z którego Styles prawie spadł. Ozdobieni kilkunastoma zmywalnymi tatuażami, byli szczęśliwi i po raz pierwszy od kilku tygodni, ich uśmiechy były szczere. Harry objął Emmę ramieniem, chowając twarz w jej włosy. Jak zwykle pachniały szamponem wiśniowym, który chłopak uwielbiał wąchać z butelki.
– Wiesz, że będziesz musiał wrócić dziś do domu?
– I?
– I ta gwiazda na czole na pewno nie rozświetli ci drogi.

„Najważniejsze momenty w życiu nie mijają. Są w sercu i zawsze tam pozostaną.”
Każdy dzień Harry rozpoczynał tak samo. Wstawał rano, szedł do łazienki, jadł śniadanie, szedł do szkoły, wracał ze szkoły i czekał ze zniecierpliwieniem, aż będzie mógł odwiedzić Emmę. Kiedy nadchodziła godzina piąta popołudniu był już na szpitalnym korytarzu i zazwyczaj mijał państwa Adams, którzy zaniepokojeni, ale i uspokojeni, wracali do domu po odwiedzinach u córki. Kiwał im na przywitanie, zamieniał parę słów i ruszał do ukochanej, aby opowiedzieć jej, co działo się minionego dnia. Zazwyczaj już na niego czekała, ale czasem byli też u niej znajomi. Mimo to, dziewczyna odwracała się i witała go uśmiechem.
Po operacji, która rozpoczynała dalszy ciąg jej leczenia, była jeszcze bledsza niż zwykle. Zmęczenie objawiało się na jej delikatnej twarzy, ale mimo tego, zawsze miała siłę, aby się do niego przytulić. Mogli spędzać ze sobą godziny nic nie mówiąc. On wiedział o niej wszystko, a ona o nim. Słowa nie były do niczego potrzebne, a milczenie było komfortem, aby uniknąć nieprzyjemnych tematów.
Siedemnastego kwietnia nie było inaczej. Harry przywitał się z rodzicami Emmy i wszedł do jej szpitalnego pokoju. Adams jednak nie odwróciła się, mimo usłyszenia jego kroków. Kiedy ją przytulił, wtuliła się w jego tors, napawając się jego zapachem, który kojarzył jej się ze świeżo zaparzoną kawą, której woń uwielbiała. Długo milczeli, ukojeni sobą. Rozumieli się bez słów. Jednak Emma czuła, że słońce zachodzi, zbliżała się noc i nieunikniony sen.
– To nie potrwa długo.
– Mam iść czy coś? – Harry zdziwił się jej na słowa, nie mogąc domyślić się przekazu dziewczyny, ale ona pokręciła tylko głową.
– To ja odchodzę.
Chłopak spojrzał na nią z niepokojem w oczach. Wiele razy słyszał jej słowa o czasie, nocy, o zniknięciu, ale starał się sam o tym nie myśleć. Nie chciał. Dla niego Emma była wszystkim, jej odejście wiązało się z upadkiem jego imperium, zwanego życiem.
– To odejdę z Tobą.
– Harry… nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym powiedzieć leć ze mną – Poczuła słone krople, spływające po jej policzkach, które Styles otarł. Sam jednak miał wrażenie, że potrzebuje pomocy. Emma dotknęła jego dłoni na swojej twarzy i uśmiechnęła się przez łzy. – ale to mój lot i proszę cię, nie leć za mną.
– Kocham cię.
– Nie wątpię. Ja ciebie też i nigdy cię nie opuszczę.
Szatyn przymknął oczy, czując jak jego serce się rozsypuje. Nie doświadczył jeszcze podobnego uczucia i był pewny, że mało kto mógłby teraz go zrozumieć. Emma złożyła na jego ustach pocałunek, po czym odsuwając się powoli, oparła się czołem o jego czoło. Cisza między nimi była na tyle głośna, aby usłyszeć ich zharmonizowane bicie serc, z których jedno z minuty na minutę spowalniało, a drugie miało ochotę wyrwać się z piersi, dołączając do swojej połówki.

„Będę zawsze przy tobie, wystarczy, że o mnie pomyślisz.”
Był dwudziesty trzeci kwietnia dwa tysiące dwunastego roku. Dzień był sam w sobie chłodny, a deszcz dudnił w szpitalne okna, wygrywając smutną melodię.
Harry od samego ranka czuł jakieś dziwne uczucie, które nie pozwalało mu się na niczym skupić. Przy śniadaniu wylał kawę, oparzając przy tym dłoń, na której nosił bransoletkę, zrobioną kiedyś przez Emmę. Dziewczyna miała identyczną. W szkole zaś dwa razy został przyłapany na zupełnym zignorowaniu nauczyciela i drzemce na francuskim, zostając przy tym dodatkowe godziny po lekcjach. Po powrocie do domu nic nie zjadł i ignorując tylko Zayna, który właśnie chciał mu coś powiedzieć, ruszył szybko w kierunku szpitala. Chcąc przeprosić ukochaną za spóźnienie oraz poprawić sobie dzień, który do tej pory jakoś mu się nie układał, zaszedł do znanej mu cukierni, aby kupić dwa ciastka z kremem i owocami, które tak bardzo uwielbiała Adams. Moknąc w drodze na miejsce, myślał, że wszystko będzie lepiej jak tylko zobaczy Emmę. Przy wejściu kiwnął jeszcze na powitanie do znajomej pielęgniarki, która siedziała na recepcji. Kobieta wstała, chcąc mu coś powiedzieć, ale zignorował ją i szybko ruszył na piętro. Śpiesząc się, nie zwracał uwagi na jakiekolwiek osoby, ale ostatecznie jego wzrok przykuł, właśnie idący w jego stronę, pan Adams. Nieco zaintrygowany nieobecnością jego żony, Harry chciał już coś powiedzieć, ale zbyt bardzo mu się śpieszyło i tęskniło za najważniejszą osobą w jego życiu.
– Harry…
– Witam i przepraszam, ale biegnę szybko do Emmy – rzucił wymijając go.
Po chwili jednak, Loczek zatrzymał się, upuszczając pudełko z ciastkami, które powoli spadło na nieskazitelnie czystą podłogę. Pan Adams był przygnębiony. Pani Adams nie było. Zayn w domu próbował go zatrzymać, a pielęgniarka coś powiedzieć. Szatyn odwrócił się z przerażeniem w oczach w stronę ojca Emmy, czując jak łzy, tak jak deszcz za oknem, chcą wyrwać się spod kontroli. Usłyszał jeszcze jak drzwi, które prowadziły do pokoju dziewczyny się otwierają. Nie musiał widzieć, aby się domyślić, że to nie była ani pani Adams, która była pewnie teraz w którymś z gabinetów, ani Emma, która najprawdopodobniej usnęła. Styles powoli, czując, że przestaje nad sobą panować, podszedł do ojca swojej ukochanej, opierając głowę na jego ramieniu. Kiedy mężczyzna poklepał go po plecach i wyszeptał słabo „trzymaj się”, Harry wybuchnął płaczem jak małe dziecko, któremu ktoś właśnie zniszczył zamek z piasku.


I nawet, kiedy odejdę
będę twym aniołem
i pojawię się zawsze wtedy
kiedy będziesz mnie potrzebował.

*
Powiem wam, że mam niezwykłą wenę na to opowiadanie. Chyba pierwszy raz tak bywa, ale cóż, pozostaje się cieszyć i mieć nadzieję, że to nie minie. Dziękuję wszystkim tym, którzy przeczytali poprzedni rozdział i mam nadzieję, że następnymi was nie zawiodę. Następna notka będzie zapowiedzią kolejnych trzech rozdziałów, coś w stylu krótkiego postu, który dodałam niedawno o Emmie. Także dodam to tak jakoś w sobotę, może w niedzielę ;)
Pozdrawiam<3

5 komentarzy:

  1. Się popłakałam, cudowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh my God, na początku pomimo tej całej choroby i wgl ten rozdział naprawdę był taki pozytywny, a potem... potem tylko tekst : - Wiesz, że będziesz musiał wrócić dziś do domu?
    - I?
    - I ta gwiazda na czole na pewno nie rozświetli ci drogi. mnie powalił na kolana i prawie popłakałam się ze śmiechu co pewnie nie robi różnicy, bo później to ryczałam ale ze smutku. Jesteś straszna gdy piszesz dramaty bo piszesz je tak dobrze, że nawet Voldemort by się rozkleił :c Czekam na kolejny, twoja Evie xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aww <3 dziękuję za miłe słowa. Własnie tak sobie to wyobrażałam, trochę śmiechu, radości, ale i jednak trzeba iść dalej.

      Usuń
  3. Szkoda mi Harrego i płakać mi się chciało jak czytałam. To co piszesz różni się od innych opowiadań, które czytam, ale tak na plus ;) Już nie moge się doczekać kolejnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  4. popłakałam się, cudowny rozdział, cudowny blog. jesteś świetna:)

    OdpowiedzUsuń