„Jesteś
daleko, ale na tyle blisko, abym czuł twą obecność.”
Mijały minuty, godziny, dni. Czas
płynął nieubłagalnie, jednak jego to nie dotyczyło. Od pogrzebu Emmy, kiedy po
raz ostatni towarzyszył jej w drodze i odprowadził śpiącą snem wiecznym dziewczynę
do jej nowego świata, nie wychodził z domu. Jego otoczenie stanowił jedynie
średniej wielkości pokój, którego praktycznie nie opuszczał. Mało jadł, prawie
w ogóle nie mówił, zdawał się być nieobecny. Przez pierwszy tydzień ani jego
rodzice, ani Emily – jego o dwa
lata starsza siostra – rozumieli
go. Zdawali sobie sprawę z tego jak cierpi z powodu odejścia ukochanej. Mijały
jednak kolejne dni, a Harry nadal opuszczał zajęcia szkolne, zostawał w pokoju,
nie wykazywał żadnych konkretnych objawów powrotu do rzeczywistości. Często,
kiedy Emily wchodziła do jego sypialni, przynosząc mu jedzenie, chłopak
siedział na łóżku, albo na fotelu i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w okno.
Samo pomieszczenie wyglądało jakby od bardzo dawna nikt w nim nie przebywał. Zawsze
starannie złożone łóżko, porządek na biurku i półkach, poukładane rzeczy, które
wcześniej swoje miejsce miały na podłodze. Wszystko lśniło czystością, a Harry
tylko siedział, patrzył, oddychał i tęsknił.
Kiedy minął miesiąc, a chłopak
nadal nie ruszył do przodu, jego bliscy coraz bardziej się o niego martwili.
Rodzice, którzy do tej pory nie mieli z nim problemów, myśleli nawet o poradzie
psychologa, jednak Harry na dźwięk tego tematu szybko wychodził z pomieszczenia
i wracał do swojej samotni. Często w tych sytuacjach, otwierał drzwi do pokoju,
wchodził do środka i obserwował zdjęcia, które wisiały na ścianie, po czym
siadał i wspominał. Czuł Jej obecność, zapach szamponu wiśniowego. Oczami
wyobraźni widział jak Emma podchodzi do szafki, gdzie były jego płyty i je
ogląda. Sam wstawał wtedy i szedł po jedną z nich, aby zaraz po chwili w pokoju
rozległa się spokojna melodia. Widział jej rozmarzony uśmiech, tańczące
iskierki w oczach i tylko chował twarz w dłoniach, uświadamiając sobie, że nie
może jej przytulić. To zbyt bardzo bolało.
– Harry, idę z Zaynem do kina.
Chodź z nami.
Pewnego dnia Emily weszła do jego
pokoju, ubrana w jeansy i zielony sweter. Jej ciemne loki opadały na szczupłe
ramiona, sprawiając, że jej twarz wydawała się jeszcze bardziej delikatna.
Dziewczyna miała nadzieję, że uda jej się namówić brata do powrotu do świata
żywych. Ten jednak podniósł tylko na nią wzrok i pokręcił powoli głową.
– No, ale weź, będzie fajnie
– dodała.
– Nie, dzięki – wychrypiał, odwracając się w
stronę okna.
Usłyszał jak dziewczyna wzdycha z
rezygnacją i wychodzi z pomieszczenia. Mimo to, nie był to koniec. Doskonale
słyszał strzępki rozmowy pomiędzy panną Styles a Zaynem, które dochodziły z
korytarza. Dla Emily wyciągnięcie brata z depresji, w jaką popadł, było najważniejsze.
Ostatecznie przeciągnęła na swoją stronę również i Malika, który jako tako
rozumiał przyjaciela i chciał wcześniej dać mu spokój.
– Stary, weź się w garść. –
Po kilkuminutowej wymianie zdań
Zayn wszedł do pokoju Harry’ego i usiadł obok niego na łóżku. Ten nie spojrzał
na niego, ignorując wszystko i wszystkich. – Wiem, że to trudne dla ciebie,
ale…
– Skoro to wiesz to powinieneś też
wiedzieć, że nic tym nie wskórasz.
– Miałem nadzieję…
– Ja też ją miałem. Miałem
nadzieję, że będę mógł zabrać Emmę na bal na koniec roku. Zatańczyć z nią.
Pocałować. Miałem nadzieję, że oświadczę jej się za jakiś czas. Że założymy
rodzinę. Miałem nadzieję, że będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Malik milczał cały czas,
słuchając melancholijnego tonu przyjaciela. Mógł sobie tylko wyobrazić, co
czuje Loczek. Sam nigdy czegoś takiego nie doświadczył i miał wielką nadzieję,
że los go oszczędzi w takim cierpieniu. Nie potrafił nawet pomyśleć o tym, co
by było gdyby Emily tak nagle zniknęła z jego życia. Najprawdopodobniej stałoby
się to samo, co teraz działo się u Harry’ego.
– Ale wiesz co, Zayn? Nie mam już
nadziei na happy end.
„Życie to droga pełna zakrętów i ludzi, dzięki którym jesteś tym,
kim jesteś.”
Kolejne dni wcale nie różniły się
od poprzednich. Może poza wyjątkiem, że Harry zaczął ponownie chodzić do
szkoły. Mimo to, nadal z nikim nie rozmawiał, nie interesował się niczym
szczególnym, nie obchodziły go szepty mijanych ludzi. Jego życie popadło
melancholijną w rutynę, której depresyjny nastrój udzielał się otoczeniu.
Chłopak oddalił się też od wszystkich tych, z którymi miał wcześniej kontakt.
Nawet z Zaynem, który prawie codziennie przesiadywał w jego domu, praktycznie
nie rozmawiał. Unikał innych, pragnąc spokoju. Jedyne, czego chciał to
pokonanie odległości, jaka dzieliła go z Emmą. Ale nie miał na tyle odwagi, aby
zrobić krok do przodu. Wiedział, że w tym wypadku nie byłby jej godny.
Wracając pewnego dnia do domu,
wszystko, co działo się wokół, było jak za mgłą. Słyszał strzępy rozmów i
widział niewyraźne zarysy ludzkich sylwetek. Nic konkretnego. Tak było zawsze i
nie zważał na to. Chowając ręce w kieszenie spodni, jak najszybszym krokiem
podążał w swoją stronę. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wpadłby na kogoś,
kto kucał na chodniku, wiążąc sznurówkę. Trochę niższy chłopak wstał, prostując
się i rzucił tylko kilka przekleństw. Jednak, kiedy szatyn odwrócił się,
zauważył znajomą twarz Harry’ego.
– Mógłbyś czasem uważać, Hazz. A w
ogóle to cześć? – rzucił
napotkany osobnik, poprawiając nieco przydługą grzywkę. Styles mruknął w jego
kierunku jakieś mizerne przeprosiny i już chciał sobie iść, gdyby nie to, że
usłyszał kolejne słowa, padające w jego stronę: – Słyszałem o Emmie, przykro mi.
– Mi też.
– Ale myślę, że nie chciałaby, abyś
chodził taki przygnębiony.
– Czy wy się kurwa na mnie uwzięliście?
Macie z czymś problem? Nie wiecie, co czuję!
Styles, nie wytrzymując już
dłużej tłumienia w sobie żalu, wykrzyknął prosto w twarz kolegi to wszystko, co
się w nim kłębiło. Ten tylko pokręcił głową i położył mu rękę na ramię.
– Masz rację, ale wszyscy chcą ci
pomóc.
– Dzięki Tomlinson, ale poradzę
sobie sam.
Zrzucił jego dłoń i szybkim
krokiem ruszył do przodu, zostawiając szatyna samego na chodniku.
„Czasem ktoś nas denerwuje, ale robi to, dlatego, ponieważ mu na
nas zależy.”
Louis Tomlinson, mimo iż miał wcześniej
raczej słaby kontakt z Harrym, martwił się o jego stan psychiczny w chwili,
kiedy spotkał chłopaka na ulicy. Dwudziestolatek, który poznał loczka i jego
zmarłą dziewczynę niecały rok wcześniej na jednej z imprez, chciał mu jakoś pomóc.
Nie wiedział dokładnie, czemu aż tak bardzo mu na tym zależy, ale nie
przejmował się tym, tak jak większością spraw w swoim życiu. Od dziecka
podchodził do wszystkiego z uśmiechem, próbując w jak najgorszej sytuacji
zobaczyć plusy. A kiedy spotkał na ulicy Harry’ego, miał przeczucie, że
loczkowi potrzebna jest lekcja właśnie takiego zachowania. Chciał go tego
nauczyć, pomóc mu. To była jego misja.
Następnego dnia, niewiele myśląc,
wybrał się do rezydencji Stylesów, w której miał okazję już kiedyś być na jednej
z imprez, jednakże szatyn nie chciał go widzieć. Tak jak nikogo innego. Ale
Louis się nie poddawał. Rozmawiał z Emily, którą znał znacznie lepiej, a nawet
zamienił parę zdań z Zaynem, choć ten nie był pozytywnie do niego nastawiony,
wiedząc o nim zbyt wiele. Mimo wszystko Tomlinson, kierowany jakąś odgórną
siłą, chcąc nie chcąc, zbliżył się do otoczenia Stylesa, czekając aż brama
zaufania osiemnastolatka otworzy się i pozwoli mu wejść do środka. Sam Loczek
nie miał zbytnio dużego wyboru, dochodząc do wniosku, że póki nie porozmawia ze
starszym kolegą, ten nie odpuści i nie przestanie go nękać. Louis był dla niego
praktycznie obcy. Znali się trochę, ale Harry nie czuł się jego przyjaciele,
raczej zaliczał go w krąg znajomych. Faktem jest, że ich drogi nawet kilka razy
się skrzyżowały, jednakże oboje byli z innych światów.
Pewnego dnia, Tomlinson nacisnął jednak
klamkę, otwierając bramę zaufania.
„Pozwalając losowi zawitać w twe progi, nie kontrolujesz jego
poczynań.”
- Mam dość, nie wracam tam
– odparł Harry, siadając przed
ogrodzeniem boiska do piłki nożnej, na które zaprowadził go Louis. Po ponad
dwugodzinnym treningu i wysiłku z tym związanym, czuł, że jego nogi odmawiają
mu posłuszeństwa.
Był czerwiec. Słońce coraz
częściej wychodziło zza chmur, powodując, iż coraz częściej robiło się cieplej.
Styles, który pod wpływem kontaktów z Louisem, z którym, mimo protestów,
znalazł wspólny język, zmienił się i ponownie zaczął wychodzić do ludzi.
Tomlinson cieszył się, mogąc pomóc komuś takiemu jak on, gdyż, kiedy widział
jak na twarzy Harry’ego pojawiają się jakiekolwiek emocje, robiło mu się mu
ciepło w środku.
Spędzali ze sobą dużo czasu.
Chodzili do klubów, grali w gry na konsoli czy w piłkę nożną. Pozytywne
nastawienie do życia szatyna, które na początku denerwowało Loczka, spodobało
mu się. Przy przyjacielu zapomniał o tęsknocie i bólu.
– Nie mów, że się zmęczyłeś.
– Roześmiany Louis opadł obok niego
na skoszoną murawę.
– Trochę, a ty nie?
– Nie za bardzo, ale skoro
księżniczka potrzebuje odpoczynku to jej potowarzyszę – zażartował, odkręcając butelkę
wody, z której się napił.
Harry miał już okazję dobrze
poznać Louisa, wiedział o nim wiele i nie zrażało go to. Wręcz przeciwnie, miał
on w sobie jakiś niesamowity magnes, który przyciągał szatyna. Styles z
podziwem patrzył na starszego kolegę, który w jego oczach był wzorem do bycia
idealnym. Jego beztroska, wieczny uśmiech czy rozbrzmiewający śmiech były
kluczem do osiągnięcia perfekcji. Lou często temu zaprzeczał, mówiąc, że wiele
mu brakuje do bycia tym, za kogo uważa go przyjaciel i to właśnie jego uważał
za ideał. Wtedy loczek zazwyczaj rumienił się i kręcił głową, mówiąc, iż
pieniądze nie dają wszystkiego.
Poprawiając swoje loki,
twierdził, iż razem się uzupełniają. Tworzą harmonię. Jak ying i yang. Dwudziestolatek
unosił tylko kąciki ust nieco wyżej, co oko Harry’ego sprawnie rejestrowało i
idąc wyżej, zatrzymywało się na głębi jego zielonych tęczówek, które mieniąc
się również niebieskimi refleksami, sprawiały, iż przyjemne, ale i dosyć
nieznane ciepło, rozpływało się po ciele szatyna, powodując lekkie odrętwienie.
Dopiero po kilkunastu sekundach chłopak kręcił głową, oddalając od siebie całe
to dziwne uczucie i wracał do rzeczywistości.
„Nieznajomość nie jest złem, bo gdy ją poznasz nie będzie już
obca.”
– Wychodzisz?
Harry, który stał tuż przy
drzwiach, odwrócił się w stronę sofy, na której siedziała Emily, wtulona w
ramię Zayna. Dziewczyna wyprostowała się i patrząc się pytająco na niego,
czekała na odpowiedź. Panna Styles była niezwykle zadowolona z nagłej zmiany w
zachowaniu brata, mimo iż nie podobała się ona jej chłopakowi. Zresztą często
się o to kłócili. Malik był przeciwny znajomości przyjaciela z Tomlinsonem,
który nagle wkroczył do życia nie tylko Loczka, ale i jego otoczenia. Szatyn
nie należał do ich rzeczywistości. Pochodził ze średnio bogatej, przeciętnej
rodziny. Zwyczajnie pospolitej. Duża ilość dzieci, bo aż piątka, nie pozwoliła
nawet rodzicom chłopaka na sfinansowanie studiów jedynego syna. Tak więc, dwudziestolatek
był bez pewnej przyszłości, otoczony również wieloma krzywymi spojrzeniami, wynikającymi
z jego inności. Nie miał łatwych
kontaktów z ludźmi, ale mimo to podchodził do życia z uśmiechem i wiecznie
pozytywną energią, co chyba najbardziej irytowało Zayna.
– Tak, wychodzimy z Lou na miasto.
– Okay.
– Tylko nie daj się poderwać
– mruknął sarkastycznie Malik, wprawiając
Harry’ego w zaskoczenie. Chłopak stał nieruchomo, tyłem do nich. Nie lubił tego
typu uwag przyjaciela, a tym razem posunął się on jeszcze za daleko.
– Masz coś do niego?
– Poza tym, że nie docenia
kobiecego piękna…
– Zayn. – Emily próbowała go uciszyć, ale
ani brunet, ani Harry, który był już zdenerwowany, nie chcieli jej słuchać.
– To nie twoja sprawa – warknął Styles, podchodząc od
nich
– Masz rację, jak chcesz to zadawaj
się nawet z delfinami, mi to wisi. Tylko potem nie przychodź z tym do mnie.
– Pieprzony homofob! – rzucił tylko Loczek, wychodząc
szybko z pomieszczenia, trzaskając przy tym drzwiami.
Emily pokręciła tylko głową i obrażona,
odsuwając się od bruneta, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Zayn wywrócił
tylko oczami i ponownie skupił się na oglądaniu telewizji, nie zwracając uwagi
na nic. Dla niego nie było sprawy. Wyraził tylko swoją opinię i był z tego
zadowolony. Nie miał powodów, aby zmieniać swój światopogląd tylko ze względu
na jedną osobę. To nie było w jego stylu i jego dziewczyna o tym wiedziała.
Chcąc nie chcąc, takiego go kochała.
Harry był jednak zdenerwowany i
obrażony na przyjaciela. Idąc szybko ulicą, czuł w sercu ukucie, spowodowane
słowami Malika. Nie obchodziło go to, kim jest Louis, akceptował go takim,
jakim był. Podobnej postawy oczekiwał od swoich bliskich. Myślał, że będą
wdzięczni Tomlinsonowi za to, że choć na chwilę sprawił, iż tęsknota za
ukochaną w sercu Harry’ego została uciszona. Ale Loczek mimo wszystko sam zadawał
sobie pytanie: czym? Co sprawiło, że
poczuł się lepiej?
Myślę, że nie wiesz, kim jesteś
powinieneś odkryć prawdziwego
siebie
ale czy jesteś na to gotowy?
*
I kolejny rozdział an Give me your life zawitał. Powiem wam, że niezwykle lekko mi się pisze to opowiadanie i jetem praktycznie zadowolona z tego, co powstaje... albo inaczej, może nie z tego, co powstaje, ale z tego w jakim zmierza to kierunku. Choć samej mi się przykro robi, pisząc taki dramat ;c No ale cóż, takie to miało być. A i teraz zawitał do naszego rozdziału również i Louis ;) Nie wiem, co mnie skłoniło do pisania czegoś takiego... jednak mam nadzieję, że Larry, a później i Narry w moim wydaniu nie wyjdą aż tak źle ;)
Jeżeli chce ktoś być informowany o nowych rozdziałach wystarczy napisać ;)
Pozdrawiam i czekam na jakieś opinie ^^
Jak nigdy nie czytam opowiadań z Larrym, tak teraz zakochuje się w twoim ff. Wiesz, niektóre autorki kreują naszych bohaterów tylko jako maszyny do seksu, napalonych idiotów. Ty tego nie robisz. Ty tworzysz coś pięknego, niesamowitego. Fakt dramat to jest, ale pięknym piórem napisany.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, postawa Zayn'a względem Lou. Większość ludzi w ten sposób postrzega homoseksualne osoby. To jest okropne i czasem nawet żałosne. Jednak osobą Harry'ego i jego przekonanie, bronienie przyjaciela było cudownym momentem.
Nie wiem jak to opowiadanie wpłynie na moją psychikę, jednak myślę ze się uzaleznilam od give me your life.
Cudowne.
Ily xx
Zayn ty idioto, stołów ci zabrakło i wyżywasz się na Bogu winnych ludziach? Ogar chłopie, ogar < mała aluzja do Chłopów ^^ > Rozdział genialny i aż mi żal naszego starego, ślepego Stylesowatego Stylesa, naprawdę. Biedny Harry :c I dzięki "odgórnej sile" że Louis zjawił się w jego życiu, znaczy na pewno będzie jakaś drama bo w końcu to dramat ale i tak. Czekam na kolejny i nie przejmuj się moim dupnym komentarzem... ehhh, nawet porządnego komentarza nie potrafię napisać >.< Do następnego xx
OdpowiedzUsuńZ rozdziału na rozdział jest coraz smutniej, ale no tak, taki jest chyba zamiar i bardzo mi się podoba. Larry, uwielbiam ten parring i już nie mogę się doczekać, aż będzie go więcej :-) Świetny rozdział, pisz dalej xx
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ;*
OdpowiedzUsuńNie przepadam za Larrym i wyczekiwałam rozdziału bo Twój, blogi jak i pomysł jest wspaniały. Larry, cóż jest w porządku nie mówię, że mi się nie podoba, bo tak nie jest, ale tak naprawdę i tak czekam na Narry'ego, ale też na kolejny rozdział z Lou. Ciesze się, że Harry dał się w końcu pociągnąć i choć przez chwilę być znów szczęśliwym. Jednak i tak boje się co będzie dalej, co się stanie...
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny i przepraszam, że tak bez rąk i nóg, ale zaraz padnę, przez przeziębienie... :* :)
Uwierz mi, nie jesteś jedyną osbą, która nie przepada za Larrym. W ogóle, nie wiem, co mnie podkusiło, aby pisać coś w tym stylu o.O
UsuńZdrowiej ^^